czwartek, 14 sierpnia 2008

Dzien 4

Po 5 godzinach jazdy przez pustynie, nagle zza gor wyroslo miasto - Dalandzadgad. Jak sie pozniej okazalo typowa mongolska metropolia ;].










Dalandzadgad...






Jedyne, co udalo nam sie kupic to chleb i ogorek (o jakimkolwiek serze moglysmy jedynie pomarzyc - od czasow Rosji troche jedzenie sie pogorszylo ;)). To wlasnie wtedy zaczelysmy tworzyc liste dan, ktore maja na nas czekac po powrocie (DRODZY RODZICE! :) ).
Z przyjemnoscia wracalysmy na pustynie..To miasto budzilo w nas przerazenie i wspolczucie dla mieszkancow ( widok rodem z filmu "Miasto Boga"). Rozdzielilismy sie tez z naszymi wspoltowarzyszami i znowu w 4-rke ruszylismy w droge.
Wieczorem, jadac wzdluz pasma zlocistych wydm, nieswiadome zagrozen, postanowilysmy zamieszkac w jurcie, u rodziny z plemienia Chalcha.















Gobi - widok idealny



















Pomagalysmy w codziennych obowiazkach (np. spedzanie wielbladow) i przygotowywaniach do wspolnego posilku. Nam przypadlo zbieranie opalu - wysuszonych kupek wielbladzich..:) Czy moglo byc gorzej?! Moglo! Kiedy zostalysmy zaproszone na "Se" (herbata z mlekiem wielbladzim i sola), nie wiedzialysmy jeszcze, co nas czeka. Na zagryche dostalysmy inny mongolski specjal - Aaruul ( zsiadle mleko, odwodnione i wysuszone na sloncu i swiezym powietrzu). Nie moglysmy odmowic:).
Z przyklejonym usmiechem, Gosia jadla ryz gotowany na wielbladzim mleku, zdesperowana Hania chomikowala w buzi ser (Aaruul), a zrozpaczona Martyna odkryla odkryla na dnie swojego kubka z "Se" suszonego robaka...! Na szczescie zrobilo sie pozno i to wlasnie nas uratowalo przed dokladka:). Nie obrazajac gospodarzy, popedzilysmy z resztkami sera schowanego w kieszeniach do naszej jurty ( do dzisiaj sie z tego smiejemy, ale naprawde bylo ciezko...).

















My je tu zagonilysmy! :)


















Widok z naszego podworka..:)



















Nasza mala ziomalka:)















Mongolska goscinnosc














mniam mniam....:} po prostu nie moglysmy odmowic...














Aaruul, Se, ryz i inne smakolyki...

14 komentarzy:

marcin pisze...

Hej,dziewczyny! Już się sam łapię na tym,że zamiast włączać TVN24,wchodzę na waszego bloga---to znacznie przyjemniejsze a zamiast liczyć barany przd zaśnięciem ,liczę kozy(super fotka!)lub wielbłądy To istna oaza ,dawajcie dalej polish ladies!

Anonimowy pisze...

dziewczyny! jak wy to robicie? w sensie jak znjadujecie tych ludzi? podchodzicie do jakiegos namiotu i pytacie czy was przenocuja? pomijajaca fakt ze oczywiscie takie klasy i taaaaakie ciacha z tych mongolczykow:D
no i co martyś mam zrobić? jakie rzeczy są na liście? bo ja planuje francuska tatrtę?:) a może poprostu pierogi ruskie ze skwarkami i pomidorowa:P?

Zus

Rodzice Małgosi pisze...

Uraczeni jesteśmy pięknymi widokami.Zwiewne opisy sugerują dobre nastroje,a my tymczasem już trochę tęsknimy,(no,może bardzo).Gosiu,lista w kuchni już gotowa,nie wiem tylko czy zdołam postarać się o te wszystkie "rarytasy"mongolskie,bo czy zwykły żurek jest im w stanie dorównać??..........Na szczęście przeżyłyście! całuski!

gosiaihaniawazji pisze...

spoko spoko - aaruul przywioze Wam na zagryche, kupilam wielblada, wiec o kumys tez sie nie martwcie...a ja chetnie pozostane przy zupie owocowej i pierozkach babci! :P :*
Gosia

Tomasz Klauz Parkietu Król pisze...

Czytając opisy tego co musiałyście jeść i pić, stwierdzam, że zdecydowanie nie nadawałbym się na taka wyprawę. Po czymś takim można w najlepszym wypadku przestać być tym kim się było do tej pory:]
Pozdrawiam

Demon z Nowego Sącza pisze...

Powiedzcie tym Mongołom, że może i są twardzi, ale nasi ojcowie i tak nakopaliby ich tatom! A jak będziecie w środku Państwa Środka, przekażcie polskim olimpijczykom, że wszystkim, którzy nie zdobędą medalu schowacie paszporty i wręczycie karty stałego pobytu w Chinach. Wtedy wygramy klasyfikację! Zapisujcie od waszych gospodarzy składniki potraw, a po powrocie otwórzcie restaurację.

Podziwiam waszą wytrwałość i zaradność w podróżowaniu(sam tracę pewność siebie i czuję się nienajlepiej, już kiedy wyruszam PKS-em do Oławy). Serdecznie pozdrawiam, zwłaszcza Najblondniejszą z Blondyneczek. Życzę powodzenia,

Demon z Nowego Sącza

gosiaihaniawazji pisze...

skoro nasz blog konkuruje z TVN24 to bardzo sie ciesze;) mamy maly problem z identyfikacja...obozow bylo wiele, marcin?
mimo wszystko pozdrawiam:)
Gosia

gosiaihaniawazji pisze...

prosimy rowniez o ujawnienie sie demona z NS. bo mam problemy z identyfikacja;] hahah a jesli chodzi o jedzonko zuz, jakas mala niespodzianka:*

ma

marcin pisze...

Marcin Koroniewski się kłania (jeden z pierwszych obozów w Szczyrku,zaczynaliśmy walkę o instruktora,mieszkałaś z moją dziewczyną ,teraz już żoną)Oboje pozdrawiamy Ciebie i pozostałe ladies,marzymy,żeby kiedyś wybrać się w taką dziką podróż a póki co,śledzimy Waszą i przy okazji wspominamy sympatyczną instruktorkę!

Demon z Nowego Sącza pisze...

Coming outy w mediach napawają mnie obrzydzeniem. Mam teraz kryzys samooceny- myślałem, że zostanę rozpoznany. Nazywają mnie też Aniołem Ryżu, lubię absurd, kulturę francuską, mongolską kuchnię i Blondynki. Zwłaszcza Blondynki.
Trzymam kciuki za wyprawę i podziwiam uroczo.

Serdecznie pozdrawiam,

Demon z Nowego Sącza

gosiaihaniawazji pisze...

Piotruniu to Ty?;> hahaha;]

ma

Demon z Nowego Sącza pisze...

Hurra! Pewnie, że to ja, moja Ty "Dominatorko- Terminatorko", jak to był dziś łaskaw określać naszych wioślarzy pewien pan w telewizorze.

gosiaihaniawazji pisze...

no milo mi bardzo ;P i tym bardziej wstyd mi, ze moja pamiec jest taka slaba..:} moze odezwijcie sie na mojego maila lejka@go2.pl :)
pozdr!
Gosia

gosiaihaniawazji pisze...

Oj Czerkuniu jak ja sie stesknilam za Toba :* I widzisz, wprawdzie nei chwali sie dnia przed zachodem slonca, ale... mam nadzieje ze uda mi sie wrocic do pazdziernika i spelnic obietnice ;] a watpiles ... hahaha

ma